Pan Tomasz jest miłośnikiem sportów zimowych. Każdego roku niecierpliwie czeka na pierwszy śnieg, aby móc cieszyć się ze swojego hobby – narciarstwo klasyczne. W grudniu ubiegłego roku postanowił wybrać się ze swoją partnerką na kilkudniowy wypad w góry. Para wyjechała wcześnie rana zadowolona z czekającego ich białego szaleństwa. Po dotarciu do hotelu i rozpakowaniu bagaży, niezwłocznie udali się na stok. W trakcie trzeciego zjazdu doszło do wypadku – w Pana Tomasza uderzył snowboardzista. Poszkodowany stracił przytomność i nie dawał się wybudzić. W związku z tym wystraszona partnerka wezwała pogotowie ratunkowe. Na miejsce zdarzenia przyleciał helikopter i przewiózł Pana Tomasza do szpitala. U pacjenta zdiagnozowano otwarte złamanie kości piszczelowej lewej, pęknięcie żeber oraz wstrząśnienie mózgu. Długo planowany wyjazd skończył się katastrofą.
Użytkownicy stoków narciarskich są narażeni na duże niebezpieczeństwo utraty zdrowia, a czasami nawet życia. Niestety zdarza się, że narciarze czy snowboardziści nie szanują innych miłośników sportów zimowych i mogą powodować niebezpieczne sytuacje. Natomiast zapominają oni, że za swoje działania odpowiadają na podstawie art. 415 k.c. tj. Ten, kto ze swojej winy wyrządził drugiemu szkodę jest zobowiązany do jej naprawienia. Należy pamiętać, że do powstania odpowiedzialności odszkodowawczej nie jest wymagane celowe działanie czy rażące niedbalstwo, a wystarczy nieodpowiedzialna jazda, duża prędkość czy inne naruszenie reguł ostrożności.
Pan Tomasz został wypisany ze szpitala w ostatni dzień urlopu i wraz z partnerką udali się do domu. W związku z faktem, że poszkodowany prowadzi działalność gospodarczą, jego dochody doznały dużego uszczerbku, bowiem nie mógł świadczyć usług przewozowych, którymi się trudni. Zasiłek chorobowy ZUS, który otrzymywał, był śmiesznej wartości i nijak miał się do potrzeb poszkodowanego. W związku z tym Pan Tomasz postanowił zawalczyć o swoje prawa i udał się tzw. kancelarii odszkodowawczej. Osoba przyjmująca zgłoszenie nie wzbudziła zaufania, bowiem nie umiała odpowiedzieć na podstawowe pytania i zbywała wskazując jedynie na dotychczasowe sukcesy kancelarii. Poszkodowany podziękował za współpracę i udał się adwokata-specjalisty w branży odszkodowawczej. Pełnomocnik zebrał informacje i dokumentację, po czym wysłał wezwanie do zapłaty do snowboardzisty.
Za uszkodzenie ciała poszkodowanemu przysługuje odszkodowanie za powstałą szkodę (rzeczywista i utracone dochody) oraz zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Jak wskazał Sąd Najwyższy zdrowie jest dobrem szczególnie cennym; przyjmowanie stosunkowo umiarkowanych kwot zadośćuczynienia w przypadkach ciężkich uszkodzeń ciała prowadzi do deprecjacji tego dobra (wyrok SN z 21.09.2005 r., V CK 150/05, LEX nr 398563). Zadośćuczynienie powinno mieć charakter całościowy i obejmować wszystkie cierpienia fizyczne i psychiczne, zarówno już doznane, jak i te, które zapewne wystąpią w przyszłości (a więc prognozy na przyszłość). Przy ocenie więc „odpowiedniej sumy” należy brać pod uwagę wszystkie okoliczności danego wypadku, mające wpływ na rozmiar doznanej krzywdy (wyrok SN z 3.02.2000 r., I CKN 969/98, LEX nr 50824). Podstawową funkcją zadośćuczynienia jest funkcja kompensacyjna, co oznacza, że kwota pieniężna przyznana poszkodowanemu ma w pełni lub w możliwym stopniu zrekompensować (naprawić, wyrównać) wyrządzoną mu krzywdę (wyrok SN z dnia 7 marca 2013 r., II CSK 364/12, OSP 2014). Pan Tomasz stracił cały urlop, doznał dużych uszkodzeń ciała, a w dodatku utracił dochody, które z pewnością byłby osiągnął, gdyby szkody mu nie wyrządzono.
Sprawca w odpowiedzi na pismo przyznał się do winy wskazując, że faktycznie jechał nierozważnie i za szybko. Na swoje usprawiedliwienie podnosił, że kupił nową deskę i chciał sprawdzić jak się sprawuje w warunkach ekstremalnych. Snowboardzista był jednak rezolutny i wykupił tzw. OC narciarza z sumą gwarancyjną na poziomie 500 000 zł. Numer polisy wraz z oświadczeniem o przyjęciu odpowiedzialności przekazał pełnomocnikowi Pana Tomasza, który to zgłosił szkodę w towarzystwie ubezpieczeń sprawcy.
W zasadzie bez OC narciarz nie powinien wychodzić na stok. Podczas białego szaleństwa mogą zdarzyć się różne sytuacje, których konsekwencje mogą być opłakane nie tylko dla zdrowia, lecz także dla portfela. Tego typu ubezpieczenie pozwoli zabezpieczyć się przed konsekwencjami własnej nieuwagi czy po prostu głupoty. Należy pamiętać, żeby absolutnie wykluczyć popijanie grzanego wina pomiędzy zjazdami, bowiem szkody wyrządzone po kilku głębszych są co do zasady wyłączone z ochrony ubezpieczeniowej. W takiej sytuacji ubezpieczyciel odmówi pokrycia wyrządzonych przez nas szkód. W związku z tym grzańca pozostawmy na później.
Po wymianie pism z ubezpieczycielem adwokat Pana Tomasza ostatecznie uzyskał satysfakcjonujące odszkodowanie, które pokryło koszty leczenia, utraconych dochodów oraz uszczerbek. Przyznane zadośćuczynienie również oscylowało w kwotach, które były akceptowalne dla poszkodowanego. Po kilku miesiącach Pan Tomasz wrócił na stok i zdołał uratować sezon. Już nie może się doczekać kolejnej zimy
Adwokat przy Izbie Adwokackiej w Katowicach. Ukończył studia prawnicze na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz politologiczne na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.
e-mail: l.oles@pirozek.pl