Państwo Wiśniewscy długo oszczędzali, aby kupić swój wymarzony samochód z segmentu SUV. Po rozeznaniu rynku oraz przeanalizowaniu wszystkich ofert podjęli ostatecznie decyzję i nabyli pojazd znanej japońskiej marki. Nowy nabytek ubezpieczyli bezpośrednio u sprzedawcy w ramach tzw. Pakietu dealerskiego. Pośrednik z salonu zapewniał ich, że ubezpieczenie jest najlepsze i nie trzeba się niczym martwić. Wiśniewskim zależało na pełnej ochronie, bowiem część zakupu została skredytowana pożyczką gotówkową. Po podpisaniu wszystkich dokumentów pojazd został zarejestrowany tego samego dnia i zadowolone małżeństwo wyjechało z salonu na swoją pierwszą przejażdżkę. Późnym wieczorem wrócili do domu i zaparkowali samochód pod blokiem. Pan Wiśniewski nerwowo spoglądał zza firanki czy nikt podejrzany nie kręci się przy jego nowym aucie, lecz małżonka tylko żartowała sobie z niego i zapewniała, że nie ma się czym martwić, bo mają przecież najlepsze ubezpieczenie. Ostatecznie małżonkowie udali się na zasłużony spoczynek po dniu pełnym wrażeń. Spokój poranka zakłócił przeraźliwy krzyk Pana Wiśniewskiego, który stwierdził, że pojazd zniknął spod bloku. Niezwłocznie została wezwana policja, której zgłoszono kradzież. Na prośbę policjanta o dokumenty, Pani Wiśniewska przypomniała sobie, że faktura zakupu, polisa oraz miękki dowód został w schowku.
Przestępstwa kradzieży pojazdu, choć mniej powszechne niż dekadę temu, wciąż są plagą i spędzają sen z powiek wielu właścicielom pojazdów. Jednym z najprostszych zabezpieczeń swojego majątku jest wykupienie odpowiedniej polisy Autocasco z rozszerzeniem o kradzież pojazdu. Należy pamiętać jednak, że odpowiedzialność ubezpieczyciela nie jest bezwarunkowa i absolutna. Każde z towarzystw ma w swym OWU zaszyte katalogi tzw. wyłączeń odpowiedzialności. Jednym z nich jest nieprawidłowe zabezpieczenie kluczyków i dokumentów pojazdu. Ubezpieczyciel przy likwidacji szkody kradzieżowej może zażądać przedłożenia oryginału dowodu rejestracyjnego. Zatem brak tego dokumentu może skutkować odmową uznania roszczeń.
Państwo Wiśniewscy zadzwonili do salonu z informacją o kradzieży. Pani, która zawierała ubezpieczenie, poleciła skontaktować się z infolinią ubezpieczyciela i tam zgłosić szkodę. Małżeństwo postępowało zgodnie z instrukcjami i odpowiadało szczegółowo na wszelkie pytania. Po kilku dniach otrzymali decyzję odmowną, w której ubezpieczyciel wskazywał na rażące niedbalstwo ubezpieczonych oraz brak dostarczenia wymaganych dokumentów wskutek ich wadliwego zabezpieczenia przed kradzieżą. Właściciele skradzionego pojazdu szukali osoby, która mogłaby pomóc im w tej patowej sprawie. Ich uwagę przykuła krzykliwa strona tzw. biura prawnego i pomocy poszkodowanym. Następnego dnia udali się na spotkanie z młodszym inspektorem ds. analizy roszczeń z ubezpieczeń dobrowolnych, który poinformował ich, że w sprawie nic się nie da zrobić i nie podejmie się jej prowadzenia. Dodał, że pisanie odwołania to strata czasu i lepiej skoncentrować się na zakupie nowego auta. Małżonkowie byli załamani, bowiem nie mieli auta i musieli w dodatku płacić kredyt. Dramat zdawał się nie kończyć.
Istotnie zachowanie Państwa Wiśniewskich ma charakter niedbalstwa i generalnie nie powinno mieć miejsca, gdy chcemy bezproblemowo zlikwidować szkodę kradzieżową. Nie oznacza to jednak, że takie postępowanie automatycznie musi kończyć się odmową. Sądy od czasu wyroku Sądu Najwyższego z dnia 23 stycznia 2015 r. (sygn. akt V Csk 217/14) o wiele bardziej liberalnie podchodzą do kwestii pozostawienia dokumentów w pojeździe. Zakłady ubezpieczeń odmawiają wypłaty odszkodowania powołując się zwykle na swoje własne OWU oraz w szczególności na art. 827 § 1 k.c., który stanowi, że „Ubezpieczyciel jest wolny od odpowiedzialności, jeżeli ubezpieczający wyrządził szkodę umyślnie; w razie rażącego niedbalstwa odszkodowanie nie należy się, chyba że umowa lub ogólne warunki ubezpieczenia stanowią inaczej lub zapłata odszkodowania odpowiada w danych okolicznościach względom słuszności.” Przez te rażące niedbalstwo rozumieją właśnie pozostawienie dokumentów w pojeździe. Niemniej jednak, gdy pojazd został zaparkowany na oświetlonej ulicy przed blokiem, a dokumenty znajdowały się w schowku, to ten fakt pozostaje bez znaczenia. Nie można zatem mówić o rażącym niedbalstwie ubezpieczonego. Ponadto ubezpieczyciel powinien wykazać związek pomiędzy pozostawieniem dokumentów a kradzieżą, czyli tak naprawdę wprost wskazać, że poszkodowany współpracował ze złodziejem, co samo w sobie jest kuriozalne.
Ostatecznie Państwo Wiśniewscy udali się do adwokata-specjalisty z zakresu prawa ubezpieczeniowego, który napisał stosowną reklamację do ubezpieczyciela. Niestety ten pozostał nieugięty i podtrzymał decyzję. W związku z tym złożono powództwo, którego wynik był korzystny dla małżonków. Ubezpieczyciel postanowił nie składać apelacji i ostatecznie zapłacił odszkodowanie. Po kilku dniach od wypłaty Wiśniewscy udali się do salonu i kupili taki sam model jak ten skradziony. Postanowili, że nigdy już nie zostawią dokumentów w samochodzie.
Adwokat przy Izbie Adwokackiej w Katowicach. Ukończył studia prawnicze na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz politologiczne na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.
e-mail: l.oles@pirozek.pl